Miałam pojechać do Warszawy po towar do sklepiku. Spóźniłam się na jeden pociąg, bo zatrzymała mnie kanapka, której całkowicie nie mogłam się oprzeć. Pomyślałam – niech jedzie beze mnie, poczekam.
Wyprawa miała być inna – miałam wysiąść na terenach całkowicie mi obcych. Nie spieszyłam się. Wsadziłam słuchaweczki w moje piękne uszy i postanowiłam słuchać głośno muzyki, niczym się nie przejmować i niczemu sie nie dziwić. Zaczęło się w SKM.
Usiadła jakaś Pani na przeciwko i się patrzy jakbym dziecko jej zabiła. Ale co tam, niech też posłucha muzyki. Zaczełam ją ignorować. Póżniej usiadla następna Pani z gazetą i zaczęłam czytać jej przez ramie. Ale zorientowała się i schowała gazetę.
Wysiadłam i stwierdziałam że świat śmierdzi kupą. Wsiadłam w autobus, usiadłam, a obok mnie jakiś siedział starszy Pan. Zaczęło się. Muzyka nie pomagała mi. Spojrzałam się na tego Pana i chiałam powiedzieć: papieru w domu nie ma!? Bo jak to jest że śmierdzi kupą? Albo nie umył niewytartego zadka, albo przed wyjściem zrobił kupę i nie wytarł, bo nie miał papieru albo część przylgnęła do zadka, siedzi w cieple i śmierdzi. Ale dlaczego usiadł przy mnie – tego pojąć nie mogłam.
Wysiadłam z ulgą. Załatwiłam wszystkie sprawy, ale ta Stolica nadal kupą pachniała. Zasrany świat. Coś mnie tknęło spojrzałam się na buty. Całe. Spojrzałam się na podeszwy swoich pięknych bucików i ujrzałam dorodną, jasnobrązową kupę. Zaliczałam wszystkie kałuże, wszystkie krawężniki. Ale autobus już podjechał i niewyczyszczony but mój przekroczył próg autobusu. Usiadłam obok otwartego okna i było mi głupio.
3 października 2006 at 17:02
Jedyna, zaraz będziesz musiała tłumaczyć mojemu szefowi dlaczego tak głupkowato szzczerze zęby do monitora… Ale wracając do przygody to pocieszam że statystycznie rzecz biorąc nie byłaś jedyną osobą z butem zanurzonym w dorodnej kupie.
3 października 2006 at 18:18
gorzej jak cały dzień czuć woń odchodów, ale to nie przez nas… to jest w-wa :]
3 października 2006 at 20:08
Mówią, że to na szczęście i na pieniądze jak się wdepnie. Hmm… Albo jak coś nasra na kogos? Nie wiem…
3 października 2006 at 20:18
mi dzisiaj ptak naznaczył przednią szybę samochodu podczas jazdy. czyli wszystko będzie super
3 października 2006 at 21:49
długo czekałem i…
niestety cienizna, spodzewałem sie czegos grubszego, mocniejszego…
może… może coś w stylu „różowae lata siedemdziesiąte” 😛
4 października 2006 at 10:34
Zawiozłaś czyjąś kupę do stolicy? Śmierdząca sprawa. 😉
4 października 2006 at 19:54
niezle jak zwykle ;] w szczegolnosci ostatni akapit 😀
6 października 2006 at 16:20
Dlaczego „kupą pachnąca”? Kupa śmierdzi przecież…
7 października 2006 at 17:52
Jedyna, czy ty nie masz przypadkiem jakiejś obsesji na punkcie kup?
8 października 2006 at 12:35
Ciekawe co jadło to stworzenie, którego kupa znalazła się na Twoim obuwiu…
10 października 2006 at 16:21
ale zonk, a Ty podejrzewałaś biednego staruszka! 😉
12 października 2006 at 23:08
Heh, wczoraj mój pies pachniał kupą.. Z tym, że ja od razu go okąpałam
13 października 2006 at 01:34
Następna.. (;
14 października 2006 at 00:53
Skąd ja to znam… nie lubię przez to warszawki, wysiadasz i czujesz ten „aromat”… trzymam się z daleka tego miasta 😉
Pozdrówka, zapraszam do siebie 😉
15 października 2006 at 19:19
Kiedys jadac pulawska na koncert wsiadl do mojego autobusu jakis smieciowy dziadek, Halabala Wysypisk. Brudny, zapuszczony, ewidentnie smierdzacy gownem. To co zapamietalem po latach, to oczy zastygle w jakims niesamowitym przerazeniu. facet mial pewnie z 50 lat, a oczy dziecka. No i smierdzial tak, ze niemal wszyscy wyszli na najblizszym przystanku.
hm
srednia anegdotka:)
pozdr
25 października 2006 at 08:31
Slicznie przeszlas od kanapki do kupy. Mistrzostwo swiata.
A dla mnie stolica i tak pachnie kupa, nawet jak nic pod podeszwami nie mam. Uprzedzona jestem.
27 października 2006 at 00:03
Napisane jest „Widzisz źdźbło w cudzym w oku a belki u siebie znaleźć nie możesz” ;P Ciekawe co by było, gdybyś na dziadka nakrzyczała 😀