panelarrow

16 marca 2007
Komentarze: 12

Odpowiedzi na trudne pytania

W komentarzach do poprzedniego wpisu Filip zapytał mnie o kilka ważnych rzeczy:

To jak to w zasadzie jest? Jak wygląda życie autorki? Życie narzeczonej programisty? Jesteś bezgranicznie jemu podporządkowana? Twoje istnienie jest tylko tłem i wypełnieniem jego egzystencji? Taki obraz rysuje się w mojej wyobraźnie po lekturze posta. I kilku wcześniejszych. Skomentujesz?

Skomentuję.

Jak wygląda życie autorki?

Życie autorki jest pełne zwrotów akcji.

Jesteś bezgranicznie jemu podporządkowana?

Ja zajmuję się pilnowaniem terminów i ogarnianiem co gdzie jest. Enterowi pozostawiam podejmowanie decyzji ważnych. Potrafi podejść do różnych rzeczy bez emocji. Ja nie potrafię. Zakupy przedmiotów do mieszkania pozostawiam jemu – mówię tylko czego oczekuję od tego przedmiotu. Jeżeli ponosi go fantazja, potrafię w ciągu kilku dni, czasami kilku minut, spowodować zmianę jego decyzji. Ale nadal jest to jego decyzja. To nie jest podporządkowanie. Czasem trzeba zrobić tak, żeby mężczyzna myślał, że rządzi. Stawianie wszystkiego na ostrzu noża powoduje w drugiej osobie utwierdzenie jej w przekonaniu, że to co chce zrobić, żeby pokazać że może, albo zrobi coś tylko po złości. Nawet jeżeli jest to głupie. Jeżeli zacznę marudzić i czepiać się, że siedzi przy komputerze, a ja chce czegoś innego, jak zaatakuję, to będzie siedział bo  będzie chciał udowodnić mi, że nie będzie nikt nim rządził.  Trzeba znaleźć sposób na bycie razem. Ja znalazłam. Nawet jeśli ktoś myśli, że to podporządkowanie.

Twoje istnienie jest tylko tłem i wypełnieniem jego egzystencji?

Nie jestem wypełnieniem ani tłem.

23 lutego 2007
Komentarze: 15

Poranek z Enterem

Otwieram oczy i widzę jak Maniek siedzi przy balkonie i patrzy na świat. Później odwraca swoją czarną głowę w poszukiwaniu spojrzeń. Wskakuje na łózko i zaczyna mnie lizać, odganiam go. Udaję, że spię. Idzie do Entera i zaczyna go drapać. Później usypiam.

Za chwilę budzi mnie Maniek, który wypuszcza z pyska smycz. A ta twardo ląduje na podłodze. Wychodzą. Nie ma ich jakieś 10 minut – dla mnie to jak minuta. Generał stara się mnie nie budzić, ale zagląda nieśmiało i mówi;

  • Jedyna… tęsknimy…

Wstaję z łóżka, idę bez kapci do pokoju. Enter sprawdza co się dzieje w świecie. Ja biorę miskę psa i daję mu jeść. Później siadam i patrzę dookoła czy coś się zmieniło.

Enter odwrócony przegląda jakąś stronę. Patrzę na zegarek i wiem że za pięc minut Enter mnie zauważy.

  • Kochana, możesz mi znaleźć skarpetki

Szukam. Chociaż to nie ma nic wspólnego z szukaniem, bo wiem co gdzie jest.

  • Kochana… i majtki

Szukam…

  • Kochana, a gdzie mam tą bluzkę niebieską?

Szukam…

Później jest cisza, Enter się kąpie, a ja siedzę i patrzę, bo jeszcze nie łapię o co chodzi.

Enter wychodzi z łazienki i zaczyna się spieszyć.

  • Kochana, możesz mi znaleźć ładowarkę?

Szukam…

  • Kochana, a nie wiesz gdzie są klucze?

Podaję.

  • Kochana, muszę już lecieć…

Odprowadzamy go z Mankiem na przedpokój. Ja zaczynam śpiewać:

  • "Kochany wróć do mnie ja tęsknię za Tobą…"

Enter się uśmiecha i wychodzi.

Biorę papierosa i idę z Mańkiem na balkon. On siedzi i patrzy się znowu na świat, gdy siedzę na progu balkonu i obejmuję go ręką. W drugiej mam papierosa i tak obydwoje siedzimy. Wszyscy sie spieszą, samochody trąbią. A ja juz wiem, że zaczyna się następna gonitwa. Gonitwa dnia dzisiejszego. Gonitwa, do której przystąpił już Enter.

Podsumowanie:

Enter nie lubi być sam. Wyznaje zasadę: lepiej się spytać niż szukać.

25 stycznia 2007
Komentarze: 15

Lekko jak świnia…

Część 1

Czerwona Strzała mieszka w akwarium. Duże okna – taki domek z widokiem na sosnę. Zaprosił nas na  zwiedzanie swojej posiadłości. Było miło. Nagle z rozmowy o czymś abstrakcyjnym nasi znajomi przeszli na rozmowę o naszym lenistwie. Bo wszyscy wiedzą, a jak nie wiedzą to się dowiedzą, że mamy lenia w tyłku.

Nie mamy czasu zapisać się na kurs prawa jazdy. Zawsze jest jakaś wymówka. Generał nie ma czasu, bo ma dużo pracy, a ja nigdy nie mam kasy.  Znajomi, żeby nam pomóc założyli się z Enterem. Mieliśmy tydzień na zapisanie się na kurs, a jak nie to musielibyśmy kupić wymyślony przez nich alkohol.

Wszystko było dobrze. Stwierdziłam, że upili sie i nie pamiętają. Zakład z głowy.
 
Żyłam z tym przeświadczeniem do czwartku – w czwartek przyjechał Strzała i przypomniał nam o zakładzie. Został tylko jeden dzień. Padło na mnie. Rachunek był prosty – trzeba wydać na alkohol tyle co na pierwszą ratę. Poszłam się zapisać.
 
W okienku siedziała zmęczona pani o dziwnym, znudzonym spojrzeniu. W swoim zmęczeniu była miła i pomogła mi wypełnić poprawnie wniosek. Dałam go jej do rąk i czekałam na zaświadczenie. Nie dostałam. Maszyna w mojej główce zaczęła podnosić obroty, uszami poszedł mi niewidoczny dym.

  • Proszę pani, czy mogę dostać jakieś zaświadczenie, że zapisałam się na kurs?
  • Nie wydajemy takich zaświadczeń.
  • Ale ja bardzo Panią proszę…
  • Po co takie zaświadczenie?
  • Do pracy mi potrzebne. Mam bardzo surowego szefa i nie uwierzy mi na słowo. Jak nie będę miała zaświadczenia, to nie mam po co iść jutro do pracy. Wie pani jak to jest z tymi szefami.
  • Spojrzała się, uśmiechnęła i poszła…

Zaświadczenie dostałam. Wyszłam z biura, rozpięłam się i poczułam się lekko jak świnia.  Zadzwoniłam do Entera:

  • Melduję wykonanie zadania!
  • Cieszę się!
  • Ale zrobiłam z Ciebie potwora…
  • Eee, to nie pierwszy raz.

Zdałam relację, a po drugiej stronie słuchawki rozległ się śmiech.

Część 2

Poszliśmy do sklepu po śmietanę. W domu okazało się, że jest przeterminowana, a nie wzięliśmy paragonu. Powiedziałam – damy radę. Schowałam śmietanę do kieszeni i poszliśmy do sklepu. Powiedziałam Enterowi, że zdobędę paragon.
 
Podchodzę do kasjerki:

  • Przepraszam Panią, ale zapomniałam paragonu, a musze rozliczyć sie z babcią. Może Pani poszukać?

Pani wyjęła paragony z kosza i szukamy, szukamy, szukamy… Złapałam nasz paragon, podziękowałam. Wyjęłam śmietanę i powiedziałam:

  • Chciałabym porozmawiać z kierownikiem sklepu…


Podsumowanie

Enter przymyka swoje lewe oko na moje podstępy.

18 stycznia 2007
Komentarze: 13

Bajka, dramat, horror…

– Napisz coś na blogu…
– Nie mam o czym pisać, nie mam o czym mówić. Mam tylko Ciebie.

Tak naprawdę przez ostatni miesiąc, a nawet dwa moje życie było jak bajka, później jak dramat, a następnie jak horror.

Głównym bohaterem byłam ja. A obok mnie ludzie bliscy, którzy przezywali to na inny sposób. Mogłabym napisać o bajce, albo o dramacie ale coś mnie korci, żeby opisać horror. Ale jeszcze nie czas.

Teraz jest cisza. Czerwona strzała zabrała swoje mebelki i się wyprowadziła. Ja siedzę w naszym dużym mieszkanku i zastanawiam sie co zrobić żeby bylo czysto, ale zapału starcza mi na krótką chwilę. Pocieszeniem moim jest maniek (dwóch imion – Marian Enter), który nie jada już kupy, a zabrał się za ściany. Maniek rośnie, odkrywa że jest psem i że ma narzędzie, które innym samcom służy do sprawiania przyjemności samicom. Maniek wyładowuje swoje emocje na własnej podusi, bądź ulubionym prześcieradle, które zwija w kłębuszek. Ja jestem zaszokowana, ale nie krzyczę. Do czasu jak nie bedzie robił tego na nogach naszych znajomych…

Generał Enter podchodzi do tego z życzliwym uśmiechem. Pies go zmienił. Generał stał się ładodnym człowiekiem, który nie przychodzi już do domu, nie rzuca wszystkiego i nie biegnie do komputera. Teraz wita się ze mna, idzie do psa i zaczyna go głaskać. A pies przynosi mu zabawkę, żeby dostać chwile przyjemności z panem. Jak sie wybawi – idzie spać, a Enter leci do swojej drugiej (mam nadzieję) miłości – komputera.

Podsumowanie 1:

Generał Programista Wielki potrafi wziąć urlop nawet jak go się o to nie prosi, stoi dzielnie obok swojej wybranki i jest dla niej wsparciem. Trzyma się dzielnie i znosi w spokoju jak wybranka wyzywa go przez sen, bo majaczy w gorączce.

Programista zmienia się pod wpływem zwierzątek. Dzielnie kibicuje i się cieszy na widok łajdackich poczynań pupila.

Z ostatniej chwili:

Świat jest szary.

PS. Czy już zagłosowałeś na mnie w konkursie Bloger Roku?

27 listopada 2006
Komentarze: 23

Prezent urodzinowy

1

Pewnego wieczoru, kiedy na dworze padał deszczyk, było zimno i paskudnie, wybrałam się z Czerwoną Strzałą na koniec świata. W czasie podróży po głowie tupały mi myśli. Zastanawiałam się czy wszystko się uda, czy Generał polubi swoje małe szczęście. Jako, że pesymizm wyssałam z mlekiem matki mojej kochanej męczyło mnie jedno: co szybko przychodzi, łatwo odchodzi, albo nie wychodzi.

Zajechaliśmy na koniec świata przed umówioną godziną. Było ciemno i mało przyjemnie. Załatwiliśmy wszystko i ruszyliśmy do domu.

Generał przywitał nas w przedpokoju.

– Proszę kochany, masz tu swój prezent – dbaj o niego i rozpieszczaj.

Na co mała czarna plama zrobiła siusiu.

2

Świat kręci sie wokół psa. Pół nocy nie mogliśmy usnąć. Pierwszy plan był taki, że mały śpi na mojej poduszce i zwiniętym starym różowym prześcieradle w przedpokoju.
Zamknęliśmy się i z nadzieją na zmrużenie oka położyliśmy się grzecznie obok siebie.

Pięć minut nie minęło, gdy zaczął pokazywać, że potrafi wyć, piszczeć, wyć i ziewać jednocześnie oraz drapać.
Były dwa wyjścia – albo zabrać go do nas, albo nie spać.
Ulegliśmy, ale spać było ciężko bo pokój nie był przystosowany do psa.

Podsumowanie:

Generał wymiotuje jak widzi kupę.

Znalazł sposób na sprzątanie:

  • budzi mnie i patrzy sie na mnie jakby chciał mi zrobić największą przyjemność i tym swoim niewinnym głosikiem mówi "Ratuj, ja nie mogę sprzątnąć tej kupy",
  • bierze odświeżacz powietrza, przykłada do nosa, a drugą ręką sprząta kupę.

3

Pies zyskał nowe imię : Enter.

O godzinie 7 rano  budzi mnie leżący obok mnie Generał:

– Jedyna, pies kupę zrobił, ale jest wielka nie mogę jej sprzątnąć.

Wstaję, idę na przedpokój i mówię:

– Kochany, to nie kupa – to skarpetka.

Kolejnej nocy Enter trzyma coś w pysku, a Generał biegnie za nim i krzyczy:

– Jedyna,  wyciągnij mu gówno z pyska
– Jak?

Zanim coś wymyśliłam pies zjadł kupę. Zdarza się.

1 listopada 2006
Komentarze: 12

Święto Zmarłych

Z ostatniej chwili…

Usiadłam mojemu Misiowi na kolanach, bo mi dziś jest wyjatkowo smutno.

  • Jedyna, co sie stało?
  • Smutno mi.
  • Slonko, a byłaś u Piotrusia?
  • Nie. A czy bedę mogła iść jak pójdziemy na cmentarz?
  • Tak, jasne – obok mój Dziadek mieszka…

27 października 2006
Komentarze: 5

9h

Była sobie impreza. Przyszli znajomi. Po kilku drinkach znajomi podzielili sie na dwie grupy. Grupę siedzacą i grupę stojącą.

Ja w tym wszystkim byłam obserwatorem. Grupa siedząca podzieliła się na dwa obozy – pierwszy obóz okupował komputerek i szukał muzyki. Drugi obóz siedział na kanapie i toczył bój o poduszkę w kształcie piersi. Każdy siedzący na naszej rozklekotanej sofie starał się zdobyć pierwszeństwo w ciągnięciu za sutki poduszki.

Grupa stojąca prowadziła gorącą rozmowę na temat bomby atomowej. Rozmowa była burzliwa. Ja siedziałam z jednym uchem aktywnym i piłam. A jak się znudziłam to jadłam. Rozmowa o bombie nie miała końca. Każdy chciał powiedzieć i wytłumaczyć lepiej, dokładniej. Nie mogłam nic sensownego powiedzieć. To nie mówiłam.

Zabawa pluszowymi cyckami też nie była dla mnie, komputer nie kusił. Poszłam spać. wiedziałam , że dobrze zrobiłam, bo nagle usłyszałam jak zaczynają śpiewać. Co jakiś czas Enter budził mnie, a ja z jednym okiem otwartym mówiłam, co ślina przyniosła mi na język, zwykle brzydkie słowo i znowu moja głowa lądowała na poduszce, a Enter wychodził.

O godzinie piatej nad ranem ucichły śpiewy, a zmęczone ciało Entera  znalazło swoje miejsce przy mnie.

Czasami chyba trzeba zgubić się na imprezie.

3 października 2006
Komentarze: 17

Stolica kupą pachnąca

Miałam pojechać do Warszawy po towar do sklepiku. Spóźniłam się na jeden pociąg, bo zatrzymała mnie kanapka, której całkowicie nie mogłam się oprzeć.  Pomyślałam – niech jedzie beze mnie, poczekam. 

Wyprawa miała być inna – miałam wysiąść na terenach całkowicie mi obcych. Nie spieszyłam się. Wsadziłam słuchaweczki w moje piękne uszy i postanowiłam słuchać głośno muzyki,  niczym się nie przejmować i niczemu sie nie dziwić. Zaczęło się w SKM.

Usiadła jakaś Pani na przeciwko i się patrzy jakbym dziecko jej zabiła. Ale co tam, niech też posłucha muzyki.  Zaczełam ją ignorować.  Póżniej usiadla następna Pani z gazetą i zaczęłam czytać jej przez ramie.  Ale zorientowała się i  schowała gazetę. 

Wysiadłam i stwierdziałam że świat śmierdzi kupą. Wsiadłam w autobus, usiadłam, a obok mnie jakiś siedział starszy Pan. Zaczęło się. Muzyka nie pomagała mi. Spojrzałam się na tego Pana i chiałam powiedzieć: papieru w domu nie ma!? Bo jak to jest że śmierdzi kupą? Albo nie umył niewytartego zadka,  albo przed wyjściem  zrobił kupę i nie wytarł, bo nie miał papieru albo część przylgnęła do zadka, siedzi w cieple i śmierdzi.  Ale dlaczego usiadł przy mnie – tego pojąć nie mogłam.

Wysiadłam z ulgą. Załatwiłam wszystkie sprawy, ale ta Stolica nadal kupą pachniała. Zasrany świat. Coś mnie tknęło spojrzałam się na buty. Całe. Spojrzałam się na podeszwy swoich pięknych bucików i ujrzałam dorodną, jasnobrązową kupę. Zaliczałam wszystkie kałuże, wszystkie krawężniki. Ale autobus już podjechał i niewyczyszczony but mój przekroczył próg autobusu. Usiadłam obok otwartego okna i było mi głupio.

30 sierpnia 2006
Komentarze: 25

Tak samo…

Obudził mnie drugi dzwonek. To czas na wstanie z łóżka i zmierzenie się z rzeczywistością.

Wszystko zaczęło się po trzecim sygnale. Enter wstał, zabrał gazetę, telefon i poszedł do łazienki. Tak jak każdego dnia. Ja wstałam, ubrałam się i wiedziałam, że nie ma czasu na śniadanie. Jak zwykle wyjrzałam przez okno, gdzie tłum zaspanych ludzi wędrował do pracy.

Ten sam widok z okna. Wyjec, pies bezdomny, szedł swoją codzienną ścieżką. Nie patrzył się na ludzi. Nigdy się nie patrzy. Zastanawiałam się czy zapalić. Ale chęć na zruinowanie zwykłego dnia była większa. Założyłam swoje białe słuchaweczki, nastawiłam muzyczkę, powiedziałam "Do widzenia" i wyszłam.

W głowie  brzmiała muzyka – jakbym była subwooferem. Ludzie patrzyli się, a może mi się tylko tak wydawało. Wiedziałam, że sen jeszcze błądzi po mojej głowie. Chcąc uciec od spojrzeń zasłoniłam się parasolem. Znowu ta sama droga do domu.

Kawa, wanna, sprawdzenie poczty… codzienność. Żadnego zamówienia, czas wolny. Wykorzystałam internet. Oglądałam sztukę naszego znajomego. Dokładnie zdjęcia. A może jeszcze inaczej – profanacje zdjęcia. Zwykłe gówno jest ładniejsze. Sztuka a kupa. Zdałam sobie sprawę, że otaczają mnie ludzie, którzy widzą świat inaczej, co mnie trochę zawstydza. Zauważyłam, że Enter jest normalnym facetem, a w swych dziwactwach jest wspaniały.

Mało wiem o świecie, a mój dzień przez sztukę a kupe stał się inny niż zwykle. Zobaczyłam, że Enter jest normalny, bo przecież nie przypala mnie żelazkiem. Siedzi przy komputerku, bardzo malutkim, jest w niego wpatrzony jak ja w sztalugi. Może godzinami nawijać o pozycjonowaniu jak ja o artykułach plastycznych.  Dziś dzień jest  szary, ale inny niż zwykle. Tak jak ten wpis – nie wiadomo o czym.

19 lipca 2006
Komentarze: 18

Dziwna rozmowa…

Przyszłam do Entera o tej samej porze co zwykle. Przywitał mnie miną, która mówiła "jestem zmęczony i  zły".
Położyłam się.  Przyszedł Generał, położył swoje ciało na materacu i popatrzył się jak na chorą psychicznie osobę i przemówił:

  • Jedyna, czy mogę sobie pomyśleć, że zamieniam Ciebie na telewizor plazmowy?

Zatkało mnnie.

  • Pomyśleć możesz, tylko w grę wchodzi jakiś glupi i naiwny człowiek, albo czerwony domek.
  • No to kłopot, ale nawet tak nie myślę.

Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to myśl, że go przegrzało, albo jest głupi. Druga myśl – że muszę się obrazić. Strzeliłam focha.